Moje przygody z żeglarstwem i nie tylko

Rejs na Bornholm

No i udało się w tym roku zorganizować pierwszy rejs po morzu. Choć nie było to łatwe zadanie. Plany były bardzo ambitne, okrążyć Bornholm lub Gotlandię, miało być 8 osób. Niestety nic z tych planów nie wyszło. Ale znalazły się odważne 4 osoby, aby spędzić tydzień na morzu. Dwie osoby, które już pływały po morzu, a dla pozostałych dwóch był to pierwszy raz.
Skład załogi wyglądał następująco:

  • Wasyl – kapitan
  • Wojtek – I oficer
  • Zabor – załogant
  • Marta – załogantka
  • Helmud – autopilot

Jacht jakim płynęliśmy był Albin Ballad o nazwie S/Y KACYK. Troszkę ponad 9 metrowy jacht typu slup i powierzchni żagli 48,1 m2.

kacyk_grupowe
Już na miesiąc przed rejsem zaczęliśmy tworzyć listę zakupów, utrudnieniem tutaj trochę była Marta, która jest wegetarianką. Przez co musieliśmy się trochę dostosować, ale i tak nie zrezygnowaliśmy z mięsnych potraw :). Też wśród nowicjuszy zaczęło się robić nerwowo, bo nie wiedzieli jakie ubranie zabrać na rejs. Na szczęście na różnych forach można na ten temat znaleźć dużo informacji. Na tydzień przed rejsem dopinano już wszystko na ostatni guzik. Też powoli zaczynamy gromadzić prowiant na rejs.

zakupy

Później sam się przekonałem, że dobrze jest mieć samochód. Nie dosyć, że ciężar bagażów był duży to jeszcze doszedł ciężar prowiantu. Mam dobrą nauczkę na przyszłość, że jak jest możliwość skorzystania z samochodu, to trzeba korzystać. Ale udało się wszystko dowieźć w całości. Prognozy pogody wyglądały obiecująco. Kierunek wiatru umożliwiał płynięcia w stronę Bornholmu jak i Gotlandii. Trasa padła na Bornholm, jako że dwie osoby były jeszcze niedoświadczone i nie chciałem ich męczyć zbyt długim przeskokiem przez morze.
Planowane porty do odwiedzenia to Svaneke, Gudhjem, Allinge, Christianso oraz z polskich portów jak starczy czasu Hel i Władysławowo.

Dzień 1 – Sobota

Godzina 1300 i wszyscy jesteśmy już w porcie odbioru jachtu, Twierdzy Wisłoujście. Niestety musieliśmy trochę poczekać na jacht, bo były robione drobne naprawy i tak dopiero o 1600 odebraliśmy jacht. Czas spędziliśmy na oglądaniu jachtów, rozmowie z kapitanem z innej łódki i podziwianiu jak są przeprowadzane duże statki. Oglądając z bliska robiły duże wrażenie.
W między czasie zrobiliśmy podział na wachty:

I wachta II wachta
Wasyl Wojtek
Marta Zabor

Po zaokrętowaniu robimy szybkie jedzenie, bo już zgłodnieliśmy. Po obiedzie postanawiamy, że ruszamy w drogę. I tak o godzinie 1800 oddajemy cumy i ruszamy w stronę zatoki, warunki wyglądały całkiem fajnie. Niestety było to tylko złudzenie, dopiero po minięciu główek falochronów, zobaczyliśmy jakie są naprawdę warunki. Na pewno była 4B i stan morza 3, a i pewnie 5 się pojawiała, niestety nie mieliśmy wiatromierza to tylko wzrokowo mogliśmy to oceniać. Też kierunek wiatru był zły, bo mieliśmy centralnie pod wiatr. Od razu padł cel Hel, co by załoga mogła odpocząć. Nawet sam nie czułem się na tyle, aby schodzić pod pokład, ale jakoś dawałem rady. No i jak przystało, nowicjusze musieli oddać pokłon Neptunowi. Najpierw dokonała tego Marta, a Zabor był na tyle romantyczny, że poczekał na blask księżyca.
Do Helu dopłynęliśmy o 2245. Trochę się zamotałem przy zgłaszaniu przez radio, bo za późno zacząłem zgłaszać wejście oraz były jeszcze z  2 jachty oraz była to moja druga rozmowa przez radio. Ale w końcu udało się dogadać i zacumować, trochę daleko od wszystkiego bo przy pirsie Kaszubskim. Po zacumowaniu udaliśmy się coś zjeść, a później do baru Kapitan Morgan. Mieliśmy akurat szczęście bo trafiliśmy na granie szant i tak miło spędziliśmy resztę wieczoru.

Dzień 2 – Niedziela

Z rana wybraliśmy się na zwiedzanie Helu w poszukiwaniu jednostek wojskowych. Bo jak nas poprzedniego dnia wspomniany kapitan innej łódki, namawiał na Hel to mówił, że jakieś inscenizacje się rozgrywają. Najpierw poszliśmy zwiedzać fortyfikacje, aż w końcu trafiliśmy na jedną jednostkę wojskową stojącą na plaży. Jak później trafiliśmy na plakat to okazało się że było to „D-DAY HEL”, które trwało od 18 do 25 sierpnia. Przy powrocie trafiliśmy jeszcze na parę jednostek.

hel1Niestety inscenizacje zaczynały się dopiero od godziny 16, a my już musieliśmy udawać się w dalszą drogę. Przed nami szykowała się długa droga bo na pierwszy port wybraliśmy Allinge, bez nadrabiania drogi zawsze można zmienić na inny z planowanych portów. Już przed wypłynięciem przygotowano cieplejsze ubrania do nocnej wachty, aby później nie szukać w bujającej łódce. O godzinie 1330 oddaliśmy cumy i ruszyliśmy w dalszą drogę. Początkowo pod wiatr, aby minąć półwysep. Po minięciu Helu już mieliśmy z wiatrem i załoga jakby się trochę lepiej poczuła. Podczas takiego długiego płynięcia, każda chwila jest dobra aby odpocząć przed swoją wachtą.

zabor_spi

Pogoda cały dzień dopisywała, wiatr ładnie wiał. Dzięki temu dosyć szybko minęliśmy Rozewie, około godziny 18. Od tego momentu ląd zaczął się oddalać. W nocy bardzo długo towarzyszyło nam światło latarni z Łeby. Dzięki temu czuliśmy jakiś spokój, że jeszcze mamy gdzie wrócić. Jeszcze tej nocy Marta trochę chorowała, ale to już jej ostatnie chorowanie.

Dzień 3 – Poniedziałek

Na poranną wachtę ciężko się wstaje, ale jak dzień wita Ciebie takim widokiem, to zapomina się o innych niedogodnościach.

wschod
Tutaj już nie było widać lądu, wszędzie w koło woda. Tylko szczęśliwym trafem można natrafić na przepływający obok statek. Niestety wiatr nie chciał idealnie współpracować, trochę oddalało nas od wyznaczonej drogi w stronę Szwecji. Też ciekawe miejsce, ale nie taki plan był na ten rejs. Postanowiliśmy zmienić trochę plan i zamiast do Allinge, popłynąć najpierw do Svaneke.
Były dwa powody zmiany decyzji. Pierwszy to, że jak zrobimy zwrot to wylądujemy już niedaleko Svaneke. Drugi był taki, że do Allinge mogliśmy dopłynąć po zmroku, a ten port nie był mi znany. Radość załogę dopadła jak oznajmiłem, że już widzę ląd. Najpierw tylko skrawek było widać, ale po jakimś czasie ukazało się go trochę więcej.

lad
Niestety niby już ląd widać, niby nie daleko, ale płynięcia jeszcze trochę było. Do Svaneke dopłynęliśmy o godzinie 1700. Jakieś szybkie jedzenie, bo przez całą drogę żywiliśmy się jakimś suchym prowiantem i owocami. Po zjedzeniu obiadu oraz wzięciu prysznica, od razu samopoczucie się poprawiło. Wieczór wykorzystaliśmy na zwiedzanie Svaneke. Najpierw poszliśmy obejrzeć latarnię, a później przez centrum zobaczyć wiatraki.

svaneke1Dosyć szybko dopadł nas zmrok i nie zdążyliśmy tego dnia obejrzeć słynnych wędzarni.

Dzień 4 – Wtorek

Jako że wcześnie wstaliśmy i szybko zjedliśmy śniadanie, to jeszcze przed wypłynięciem wybraliśmy się  zobaczyć wędzarnie i drugi porcik.

svaneke9Po powrocie na łódkę plan był taki aby najpierw zahaczyć o Christianso, a później na nocleg do Allinge. Jak na razie postanowiliśmy minąć Gudhjem, a wrócić do niego jak starczy czasu. O Godzinie 1045 zgodnie z planem ruszamy w stronę Christianso. Wiatr mieliśmy może niezbyt idealny, bo bardzo ostrym bajdewindem musieliśmy płynąć. A do tego w połowie drogi zaczął nas bardziej spychać w stronę zachodu. Ale na szczęście i tak wylądowaliśmy blisko wyspy i drugi hals nie był zbyt długi. Do Christianso przybiliśmy o godzinie 1420.

christianso0
Od razu zabraliśmy się za robienie obiadu, bo wszyscy już głodni byli. Po zjedzeniu obiadu zauważyłem, że na 6 jachtów przycumowanych jest 5 polskich jachtów. Po obiedzie ruszamy na zwiedzanie, najpierw Frederikso, a później Christianso obchodzimy dookoła wzdłuż murów. Trochę za późno wybraliśmy się na zwiedzanie, bo muzeum nam przed nosem zamknęli oraz wejście na latarnię też już było zamknięte. Planując zwiedzanie to najlepiej być o godzinie 13.

christianso4O godzinie 17:45 pożegnaliśmy Christianso i udaliśmy się w stronę Allinge.

christianso10

Niestety i tym razem wiatr nie chciał współgrać, jakby chciał abyśmy jednak popłynęli do Gudhjem. Ale w nagrodę słońce znów nas uraczyło pięknym zachodem słońca.

allinge0Dopiero o godzinie 22:00 dopłynęliśmy do Allinge. Wejście nie było zbyt przyjazne. Tyka, a raczej słup zielony nie był oświetlony i jakoś nagle pojawił się po prawej stronie burty. Lecz wchodząc zgodnie z nabieżnikiem nie powinno się na niego wpaść. Do tego stojący tam prom, zwęża wejście do jednego jachtu i trzeba uważać czy czasami ktoś nie wypływa. Po zacumowaniu w ostatnim basenie, nie widzimy nigdzie gniazdek elektrycznych. Dopiero przy płaceniu za postój widzimy że są słupki z prądem. Dlatego postanawiamy się przestawić bliżej prądu i pryszniców. Jak się rano okazało prąd był umieszczony w schodkach które ułatwiały wyjście na ląd.

allinge2

Dzień 5 – Środa

Ten dzień można nazwać dniem spacerowania, ponieważ cały dzień spacerowaliśmy. Najpierw udaliśmy się w stronę Sandvig, a następnie wzdłuż brzegu do zamku Hammershus. Po drodze odwiedzając latarnie Hammer Odde fyr i Hammer fyr oraz kamieniołom.

allinge9Widoki z latarni Hammer fyr są wspaniałe, widać nawet brzeg Szwecji.

allinge11W kamieniołomie zrobiliśmy sobie przerwę na kąpiel oraz też podziwialiśmy widoki.

allinge13

Myślałem, że w takim małym zbiorniku wodnym, woda będzie ciepła. Niestety była lodowata, ale i tak nie zrezygnowaliśmy z kąpieli. Nawet patrząc jak dzieciaki skaczą ze skały, sami też postanowiliśmy skoczyć. Stojąc już na skałe nie było to już takie proste. Z dołu wydawało się to dużo niżej. Ale jak to się mówi „My nie damy rady ?!”. Nikt nie wymiękł i każdy oddał jeden skok :).

allinge15Po kąpieli udaliśmy się w stronę zamku  Hammershus. Na zamku trwała wielka renowacja, ciekawe jak będzie wyglądać jak już skończą. Będzie trzeba się wtedy wybrać jeszcze raz w rejsik :).

allinge16Zmęczeni i wygłodzeni już wracaliśmy główną drogą, aby jak najszybciej wrócić na łódkę na browarka i zjeść obiad. A po obiedzie i chwilowym odpoczynku udaliśmy się w stronę Tejn i tak nam się dobrze spacerowało, że aż doszliśmy do portu w Tejnie.

allinge23

Powrót już był dosyć szybki, bo było już po zachodzie słońca i szybko się ściemniało.

Dzień 6 – Czwartek

Z rana po śniadaniu postanowiliśmy jeszcze pójść zwiedzić samo Allinge, dzień wcześniej to zwiedziliśmy tylko okolice, a nie udało się zwiedzić Allinge.

allinge25O godzinie 13:30 pożegnaliśmy Allinge i udaliśmy się w drogę powrotną. Niestety, nie starczyło już nam czasu na Gudhjem.

allinge27Pogoda dopisywała, tylko znowu ten kierunek wiatru nie chciał współgrać. Przez to musieliśmy trochę halsować baksztagami. Bornholm pożegnał nas pięknym zachodem słońca. Załoga też jakaś zadowolona, ciekawe czy to z powodu tego że wracamy, czy podobało im się, czy może już bujanie na nich wrażenia nie robiło i nie musieli walczyć z chorobą morską.

morze2

Dzień 7 – Piątek

Był to cały dzień płynięcia. Tym razem nie było pięknego wschodu słońca, a zbliżające się chmury deszczowe.

morze3Na szczęście przeszły gdzieś bokiem i nie spadło na nas ani kropelki. W nocy ponownie chmury przykryły niebo i ciężko się płynęło nic nie widząc. Zmiana wiatru była tylko odczuwana albo łopotaniem żagli, albo rosnącym przechyłem. Bo żagli też nie było widać, a tym bardziej icków.
A elektronicznego wskaźnika wiatru na jachcie też nie było. Jak już byliśmy niedaleko Rozewia trochę nam wiatr zesłabł do 2B i zaczął się kręcić. Na szczęście zbyt długo to nie trwało. W pobliżu Władysławowa załoga zażyczyła sobie, że chce zjeść po kebabie. A i mi nic się nie chciało robić do jedzenia, a suchego prowiantu miałem już trochę dość. Do Helu za daleko, a wiedziałem, że tam 2h postoju są darmowe. Ryzykujemy stanąć we Władysławowie, i jakoś się udało. Zarządza portu powiedział, że jak wyrobimy się w godzinę to nie będziemy płacić. Na noc nie mogliśmy zostać, bo rano trzeba w gdańsku zdać łódkę. A płacić za dobowy postój, też nam się nie uśmiechało. Po zjedzeniu kebabu i rozruszaniu trochę nóg ruszamy dalej.

Dzień 8 – Sobota

To już nasz ostatni dzień naszego pływania, przez to trochę ogarnia smutek, a popływał by jeszcze trochę. Poranek też nas przywitał pochmurnym niebem, choć słońce uporczywie próbowało przedzierać się przez chmury.
morze4A coś chyba było w pogodzie bo wiatr nie pozwalał nam płynąć do domu i musieliśmy się halsować. Przy zgłaszaniu wejścia, kazali zaczekać, bo jakiś duży statek akurat wypływał. Statek musiał być strasznie pusty, bo mu aż ponad wodę wystawała śruba.

gdansk1
Po minięciu statku weszliśmy w główki portu. Po drodze do Twierdzy Wisłoujście minęliśmy jeszcze statek pasażerski Europa i STS Pogorie.

Podsumowanie

Jak ktoś lubi ciszę i spokój to Svaneke jest idealne. Spotkanych tam ludzi, można chyba policzyć na palcach rąk. A wieczorem to już chyba cud kogoś tam spotkać. Przynajmniej o tej porze co my byliśmy, może w pełni sezonu jest trochę więcej turystów. Co do Christianso fajne miejsce na zwiedzanie, lecz jest już trochę tłoczniej. No i jak planujemy dwu godzinne zwiedzanie to najlepiej być o godzinie 13, najpóźniej o 14. Bo o 16 to już większość atrakcji zamykają. Natomiast w Allinge to od samego rana jest pełno ludzi czekających na prom płynący na Christianso. Miejscowość też jakoś bardzo nie różni się od małych miast w Polsce. Choć jest dużo bardziej zadbane niż polskie. Będąc w Allinge warto odwiedzić Latarnię Hammer fyr, kamieniołom i ruiny zamku Hammershus. Jest to nie daleko, a przepiękne widoki.
Więcej zdjęć można obejrzeć w galerii.